6 wrz 2016

W domu z mordercami #2

 Jeszcze przez dłuższą chwilę Łucja leżała na zimnej podłodze, płacząc cały czas. Wreszcie po paru minutach zdecydowała się zejść na dół i miała nadzieję, że od innych dowie się czegoś więcej. Podeszła do wielkich schodów, zaczęła z nich schodzić wolnym krokiem, słysząc coraz wyraźniej hałas dochodzący z dołu. Słysząc hałas tłuczonego szkła i przeraźliwy krzyk ludzi, z każdą sekundą coraz bardziej żałowała Swojej decyzji. Schodząc z ostatniego schodka znalazła się na środku wielkiego salonu, z patologią w środku.
Zobaczywszy to, zrobiła wielkie oczy, a nogi miała jak z waty. Zobaczyła dziewczynę w biało-czarnej masce, goniąc po całym domu chłopaka w białej bluzie poplamionej krwią, małego chłopca w zielonej czapeczce grającego na konsoli i wrzeszczącego wprost do telewizora, chłopaka w na kanapie w niebieskiej masce i jedzącego nerki, a na samym środku rozwalone zabawki, między którymi bawi się mała dziewczynka w różowej sukience i mężczyzna wyklądający jak clown.
 - Poznajcie Łucję, od teraz jest jedną z Nas - krzyknął ten sam dziwny mężczyzna bez twarzy, który teraz niewiadomo znalazł się koło dziewczyny. Wszyscy w tej chwili odwrócili głowy w stronę Łucji, która była już cała blada. Podbiegli do niej i zaczęli się przekrzykiwać, mówiąc Swoje imiona. Mała dziewczynka zerwała się energicznie z dywanu i przytuliła się do niej.
 - Jestem Sally, fajnie że będzie tu ktoś, z kim także będę mogła się bawić! - Mówiła, cały czas oplatając jej nogi. W tym momencie podszedł do niej chłopak w żółtej bluzie.
 - Sally, nie przylepiaj się tak do gościa - odsunął małą dziewczynkę - Pozwól że Cię oprowadzę po rezydencji - uśmiechnął się i podał rękę.
 - A może ja ją chcę oprowadzić Tim? - odsunął jego rękę chłopak w pomarańczowej bluzie i założonym na głowę kapturze. Chłopcy zaczęli się przekrzykiwać, aż w końcu doszło do bójki.
 - Ja ją oprowadzę w takim razie! - krzyknął z końca salonu wysoki brunet z szarą skórą, który podpierał ścianę. Zmierzając w stronę Łucji, pomyślała, że już wcześniej widziała tę sylwetkę, lecz nie wiedziała skąd. Stojąc już obok niej zobaczyła, że jego oczy i uśmiech świecą jasno-żółtym blaskiem. Wyciągnął do niej rękę i szeroko uśmiechnął.
 - Mam na imię Puppeteer, cieszę się, że jednak chciałaś zostać z Nami -
Łucja zaczęła się zastanawiać i już po chwili wiedziała, że chłopak był tym porywaczem. Nie chciała jednak się odzywać, co więcej z bardzo nie mogła, gdyż miała wielką gulę w gardle ze strachu. Cały czas nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Miała wciąż ndzieję, że to jednak tylko sen.
 - Nie zwracaj uwagi na bójki Maskiego i Hoodiego - zaczął Puppeteer - to bracia, oni już tacy są. Na knapie w zielonej czapce siedzi Ben, a ten obok niego jedzący nerki to Eyeless Jack. Dziewczyna z nożem i chłopak uciekający przed Nią to Jane i Jeff. - Chciał właśnie przedstawić Biało-czarnego clowna bawicego się na podłodze wraz z Sally, gdy ten wstał i podszedł do Łucji oraz Puppeteera. Stanął nad Łucją, wyjął z tylnej kieszeni parę kolorowych cukierków i wyciągnął do niej rękę.
 - Jestem Laughing Jack, ale mówią na mnie L.J.  - uśmiechnął się złowieszczo - Jesteś może samotna? Chętnie się z Tobą pobawię -
 Laughing Jack stojąc przed nimi, a raczej nad nimi, cały czas złowieszczo się uśmiechał. Łucja poczuła dziwny dresz po ciele, jednak nie mogła oderwać wzroku od czarno-białej twarzy clowna. Odwróciła się niepewnie do Puppeteera, króry ze spokojem na twarzy kiwnął głową w lewo.
  - Nie, nie jestem samotna, dziękuje - powiedziała i poszła razem z Puppeteerem do kuchni. Weszli do bardzo dużej kuchni, w którym był chłopak robiący gofry i obejmująca go dziewczyna, która miała położony podbródek na jego ramieniu.
  - Poznaj Tobiego i Natalie, znaną także jako Clockwork - przedstawił jej towarzysz.
  Dopiero gdy ich twarze odwróciły się w stronę nowej, mogła ona zuważyć że dziewczyn ma zegarek zamist oka. Normalnie zapytałaby się "dlaczego?" lecz tyle tu dziwnych osób poznała, że nic już chyba jej nie zaskoczy. Po za tym to mordercy, niewidomo jakby zareagowali.
  Po niecałej godzinie oprowadzania poznała wszystkich jej mieszkańców. Dinę znaną jako judge angels, Helena znanego jako bloody paintera, Liu, brata Jeffa, Kagekao i Ann.
  Pod koniec, gdy ponownie mieli zejść na dół do salonu, podszedł Slenderman.
  - Przygotowałem dla Łucji pokój na końcu korytarza - odpowiedział stanowczym, lecz łagodnym tonem. Każda jego wypowiedź budziła grozę, a zarazem uspokajała. Dziewczyna nie spotkała się wcześniej z czymś podobnym, "ale to nie jest człowiek" tak sobie tłumczyła.
  Łucja podziękowała i ruszyła w stronę danego miejsca, ale ktoś złapał ją za rękę. Tym ktosiem była oczywiście ta dziwna, wysoka istota.
  - Najpierw chciałbym jednak z Tobą porozmawiać w cztery oczy drogie dziecko - puścił jej rękę - Zapraszam do mojego gabinetu - odwrócił się i poszedł w stronę swojego pokoju. Idąc przez ciemny korytarz, mogła dokładnie przyjrzeć się jego ścianom. Były czarne, choć gdzie nie gdzie można było zobaczyć czerwone plamy, które były prawdopodobnie krwią. Stanęli przed ogromnymi drzwiami w stylu gotyckim. Slenderman otworzył drzwi i od razu usiadł w swoim fotelu za biurkiem.
  - Usiądź proszę - wskazał ręką drewniane krzesło. Niepewnym krokiem weszła do środka i zamknęła drzwi za sobą. Usiadła i zaczęła oglądać pokój. Był w bardzo ciemnych kolorach - jak prawie wszystko tutaj - jednak wydawał się bardzo przytulny i bezpieczny. Zupełnie tak samo, jak jego właściciel i jego głos.
  - Jeżeli masz tu zostać, musimy omówić parę spraw - położył łokcie na biurku i splótł ze sobą palce   - To wszystko jest pewnie trochę dziwne, przerażające, a napewno nowe dla Ciebie.
  - A dla pana by nie było? - zapytała stanowczo.
 - Nie znam takiego uczucia. Dowiedziałem się, że chłopak którego zepchnęłaś ze schodów zmarł w szpitalu - Łucja zrobiła duże oczy z wrażenia. Minęła chwila ciszy zanim Slenderman ponownie otworzył usta - Od teraz będziesz robić tylko to, co Ci każę. Nie możesz opuszczać lasu, chyba że Ci na to pozwolę -
  - A jeżeli opuszczę? - zmarszczyła brwi.
 - Nie opuścisz, bo będziesz już martwa - jego ton przy tych słowach był bardzo spokojny, co bardzo zaniepokoiło dziewczynę - Nic nie będzie takie jak kiedyś moje drogie dziecko, zapomnij o rodzinie, o przyjaciołach, o swoim dawnym domu, zapomnij o przeszłości.
  Ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz